TULLIO AVOLEDO, KRUCJATA DZIECI

20.11.2017

Uniwersum „Metro 2033” jest tyleż bogate, co depresyjne. Chyba nie ma lepszej pory na lekturę kolejnej powieści z tego mrocznego świata, niż zimny, paskudny listopad. Wprawdzie Tullio Avoledo zaprasza czytelników do Mediolanu, lecz nie ma co się łudzić – program wycieczki nie przewiduje estetycznych spełnień.

„Krucjata dzieci” to luźna kontynuacja tomu „Korzenie niebios”, ale znajomość poprzedniej części wcale nie jest niezbędna. Każdy, kto miał do czynienia z innymi tytułami osadzonymi w uniwersum wykreowanym przez Glukhovsky’ego, zaraz poczuje się swojsko. Choć lektura jest… dziwna. To dobre określenie.

Główny bohater powieści, ojciec Jack Daniels, przemierza postapokaliptyczną Italię w drodze do stolicy Kościoła. Przystankiem, niekoniecznie dobrowolnym, okazuje się zniszczony atomową zawieruchą Mediolan. Wszystko przez terroryzujących okolicę kanibali, Synów Gniewu. Wojowniczy kaznodzieja dysponuje nadludzkimi mocami, jak na protagonistę w tego typu literaturze przystało. Udaje mu się przekonać do siebie mieszkańców ruin i podziemi.

Akcja toczy się wartko. Czego tu nie ma! W Mediolanie spotykamy kanibali, mutantów, i religijnych fanatyków. Autor chętnie podejmuje wątki związane z wiarą i miejscem Boga w okrutnym, wyniszczonym świecie, choć rozważaniom, wkładanym w usta książkowych bohaterów, bliżej rzecz jasna do ornamentyki, niż poważnej teologicznej refleksji. Nie brakuje też nawiązań do dzieł współczesnej popkultury, a przemoc przybiera groteskowe, wręcz wynaturzone formy. Egzekucje? Karmienie torturowanego jego własnymi narządami płciowymi? Ależ proszę!

Czysto literackich walorów „Krucjaty dzieci” nie stwierdziłem, ale też niekoniecznie się ich spodziewałem. Styl jest prosty aż do granic przesady, czasem niezdrowo zazgrzyta jakiś dialog. Wyobraźnia Avoledo zdarza się za to dryfować w rejony mocno nieoczywiste – wrażenie zrobiła na mnie zwłaszcza scena dziwacznego spektaklu, podczas którego przebrani aktorzy odgrywali na żywo zapamiętane fragmenty „Gwiezdnych wojen”, nadając im zupełnie nowego sensu. Trudno o lepszą ilustrację rozpaczliwej walki o zachowanie chociaż strzępów pamięci o dawnych, spokojnych czasach.

Od zachwytu powieścią Tullio Avoledo jestem bardzo daleki, ale też nie sądzę, żebym był jej modelowym odbiorcą. Sądzę, że fani uniwersum powinni być zadowoleni, choć przyznaję szczerze – powieści Glukhovsky’ego podobały mi się znacznie bardziej.

 

Autor

Czytam wszędzie
Czytam wszędzie
Czytam wszędzie, czyli redakcja pasjonatów, którzy czytają książki zawsze i wszędzie, a potem dzielą się wrażeniami na blogu. Uwielbiają listy, zestawienia i rankingi…
Artykuły autora