Blogerek twórczość drukowana

14.12.2015

Blogowanie to szczególne zajęcie. Niektórzy potrafią przekształcić je w pełnoetatowy zawód, co często wiąże się z wpisami tzw. sponsorowanymi i biciem pokłonów majętnym fundatorom. Wiele popularnych blogów zarabia na siebie reklamami, ale zdecydowana większość jest działalnością hobbystyczną, prowadzoną po godzinach.

Słusznie czy nie, wszędzie poza szczupłymi granicami blogosfery utarło się, że bloger to nie jest szczególnie poważna persona. Zdecydowanie się z tym poglądem nie zgadzam. Świadome kształtowanie swojego wizerunku jako autora, pilnowanie stałej częstotliwości wpisów, wykonywanie i obróbka zdjęć (o ile blog je zawiera) – wszystko to pochłania mnóstwo czasu. Oraz wymaga umiejętności planowania, jakich nie powstydziłby się zawodowy menedżer.

Najbardziej cenię te blogi, których autorzy mają coś konkretnego do przekazania, zamiast kontentować się niewiele mówiącą etykietką „lifestyle’owych.” Ich autorzy z reguły bardzo sprawnie posługują się językiem i mają wiernych czytelników swoich przemyśleń. Stąd już tylko krok do opublikowania własnej książki.

Ostatnie miesiące obfitują w blogerskie publikacje. Rzecz ciekawa: w świecie, gdzie treści mkną po łączach w tempie, o jakim nie śniło się tradycyjnym mediom – papierowa książka z własnym nazwiskiem na okładce wciąż jest symbolem prestiżu. Autorzy blogów wnoszą „w wianie” tysiące oddanych odbiorców, zatem wydawnictwa chętnie z nimi współpracują.

Przyjrzyjmy się kilku z tych pozycji.

„Minimalizm po polsku” Anny Mularczyk-Meyer ukazał się co prawda latem zeszłego roku. Ale jako że na premierę czeka właśnie jego kontynuacja, „Minimalizm dla zaawansowanych” – pozwolę sobie pochylić się nad tą książką.

Autorka w sieci znana jest jako Ajka. Od 2011 roku prowadzi bloga, traktującego o ewolucji jej podejścia do konsumpcyjnego stylu życia. Początkowo zwał się on „Minimalistka”. Potem, gdy Anna uznała, że z tym tytułem już jej nie po drodze, zmieniła nazwę na „Prosty Blog.” Ta zmiana mówi o Ani wszystko. Jej blog nie jest świątynią minimalizmu w radykalnym, ascetyczno-pustelniczym wydaniu. Nie jest nią także i książka. „Minimalizm po polsku” to przystępne, napisane świetną polszczyzną wprowadzenie do zagadnienia. Autorka wspomina oczywiście o sztandarowej postaci minimalizmu, ascetycznym Leo Babaucie (i jego postulacie posiadania tylko stu przedmiotów.) Ale podchodzi do zagadnienia bardzo trzeźwo, bez krzty reformatorskiego uniesienia. Zastanawia się, skąd właśnie w nas, Polakach, pęd do gromadzenia często zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Jaką rolę pełnią w życiu każdego z nas przedmioty. Jak można uwolnić się od obdarzania rzeczy martwych (zwłaszcza ubrań) ładunkiem emocjonalnym. Jak bardzo wyczyszczenie swojej przestrzeni – nie tylko tej materialnej – ze spraw zbędnych może podnieść jakość życia. Wreszcie proponuje sensowne alternatywy dla niekończących się zakupów, które nie dają niczego poza frustracją i pustką w portfelu.

Bardzo cenię tę książkę. Anna Mularczyk-Meyer nie poucza ani nie strofuje swoich czytelników. W spokojny, wyważony sposób prezentuje alternatywę dla konsumpcyjnego stylu życia.

Ewa Grzelakowska-Kostoglu w sieci znana jest pod figlarną ksywką Red Lipstick Monster. Ewa nie jest blogerką per se, lecz youtuberką. Jej publikacje mają charakter multimedialny. Trzeba przyznać, że to najwłaściwsza forma dla tematyki, którą sobie obrała. Red Lipstick Monster (w skrócie RLM) to jeden z najpopularniejszych polskich vlogów o makijażu i kosmetykach. Kanały tego typu mnożą się na youtubie jak króliczki na wiosnę. Ten Ewy wyróżnia się na ich tle dwoma rzeczami. Po pierwsze – autorka jest z wykształcenia kosmetologiem, ale tajniki fachu wizażystki poznawała samodzielnie. Nie istnieją dla niej żadne uświęcone zasady, o których można przeczytać w pierwszej z brzegu książce o makijażu. Po drugie – Ewa jest wyjątkowo żywą, bezpretensjonalną osobowością. Bardziej charakterną niż atrakcyjną. Wybija się ostro na tle masy podobnych do siebie, ślicznych dziewcząt, prawiących płaskim głosikiem o zaletach nowego pudru.

Ewa postanowiła skorzystać z popularności vloga. Wydała podręcznik, zatytułowany po prostu „Tajniki makijażu.” W kilkunastu rozdziałach prosto i bez zadęcia wprowadza czytelniczkę w świat podkładów, cieni i szminek. Ja co prawda umalować się już umiem. Ale wiele bym dała za to, by ktoś sprezentował mi taką książeczkę na osiemnaste urodziny. Wywody Ewy obejmują nie tylko kwestie podstawowe, jak typy podkładu czy korektora, ale i te rzadziej poruszane. Na przykład problem doboru właściwych pędzli (absolutnie kluczowy!) Duża ilość zdjęć wyjaśnia to, czego nie oddadzą słowa. Jako dożywotnia okularnica szczególnie ciepło powitałam rozdział, poświęcony malowaniu oczu za grubymi szkłami. Polecam „Tajniki…” każdej dziewczynie czy kobiecie, która chciałaby zacząć się sensownie malować, ale nie wie, jak.

„Slow Fashion. Rewolucja stylu” stoi na mojej półce tuż obok „Minimalizmu…” Ani Mularczyk-Meyer. To pod wieloma względami pozycja pokrewna jej tematem. Joasia Glogaza prowadzi od lat bloga Styledigger. Kiedyś był to typowy blog szafiarski, pełen zdjęć kreacji autorki. Z czasem Joasia zawróciła z drogi „szybkiej mody” i zamiast obsesyjnie gromadzić stroje, zaczęła się ich pozbywać. A rzeczy tandetne, niepraktyczne i wydumane zastępować uniwersalnymi ubraniami świetnej jakości. O tym właśnie traktuje „Modowa rewolucja.” Autorka przedstawia w tej książce własną drogę – od sfrustrowanej zakupoholiczki, która nie miała się w co ubrać, do szczęśliwej, choć umiarkowanej minimalistki. Sławi zalety oszczędnej ilościowo garderoby, budowanej świadomie i z rozmysłem. Ale to nie wszystko. Joasia zwraca naszą uwagę na fatalne skutki rozpędzonego mechanizmu konsumpcji. Marne ubrania, obliczone na kilka założeń (za dwa miesiące będą już niemodne!), szyte są w skandalicznych warunkach. Głodowe wynagrodzenia dla szwaczy z dalekich krajów to podstawa działalności każdej sieciówki. Możemy się przeciwstawić temu wyzyskowi, twierdzi autorka.

Znaczna część książki Glogazy poświęcona jest tytułowej rewolucji. Według autorki każda z nas może jej dokonać we własnej szafie. Warto podjąć wysiłek, którego efektem jest wszechstronna, funkcjonalna, dająca zadowolenie garderoba. Nie pozostaje mi nic innego, jak temu przyklasnąć.

O budowaniu swojego stylu od podstaw pisze też Kasia (na okładce Katarzyna) Tusk. Autorka bijącego rekordy odsłon bloga „Make Life Easier” jest idolką wchodzących w życie dziewcząt. Jej „Elementarz Stylu” został pomyślany jako wyczerpujący kodeks Stylowej Kobiety. Kim jest ta tajemnicza persona? Kasia nie ma co do tego wątpliwości; każda z nas może nią zostać. Transformacji z nieeleganckiej siebie w Stylową Kobietę nie da się przeprowadzić na łapu-capu, bez planu. Katarzyna Tusk serwuje nam sprecyzowaną, ujętą w punkty wizję zmiany. Ta pięknie wydana książka roi się od „list rzeczy, które musisz mieć.” Są to m.in.: Biała koszula, błękitne dżinsy, eleganckie czarne szpilki, skórzane baletki. Od klasycznie pojmowanej elegancji nie ma – zdaniem Kasi – odwołania. „W jaskrawych kolorach nie będziesz wyglądała dobrze” wyrokuje autorka. Wcale mnie nie widząc.

W innym miejscu deklaruje: „Dobrego stylu można się nauczyć.” Być może w tym założeniu tkwi źródło Kasinej apodyktyczności. Autorka „Elementarza…” traktuje modę jak naukę ścisłą, gdzie nie ma miejsca na eksperymenty i folgowanie fantazyjnym zachciankom. Krocząc najbardziej wydeptaną ze ścieżek zawsze będziemy wyglądać dobrze, mówi Kasia. W końcu chcemy być Wysmakowane i Powściągliwe.

Mnie nieszczególnie zależy na jednym czy drugim. Ale myślę, że dla osoby bardzo młodej, doszczętnie pozbawionej własnego smaku i będącej w potrzebie „Elementarz Stylu” może być darem niebios. Kobiety całkiem już dorosłe, które los obdarzył ksztą wyobraźni – obejdą się bez tej lektury.

Autor

Nina Wum
Nina Wum
Recenzuje książki dla wydawnictw, czasem tłumaczy. Kocha kulturę masową miłością namiętną i nierozsądną. Czyta, bloguje, słucha starego dobrego rocka, łupie w krwawe gry. Niekoniecznie w tej kolejności.
Artykuły autora