WYWIAD Z EMILEM STRZESZEWSKIM

05.02.2016

Na literacką scenę wkroczyłeś dekadę temu. Gdybyś mógł na chwilę przenieść się w czasie – co powiedziałbyś Emilowi z roku 2006, debiutującemu opowiadaniem w „Magazynie Fantastycznym”?

Źle zacząłeś. Bardzo źle. Ja tragicznie znoszę upływ czasu. Dziesięć lat temu byłem młody, nie miałem siwizny, zakoli i kredytu. Miałem za to mnóstwo pięknych złudzeń, które karmiły śmiałą wyobraźnię. Nie powinno się przypominać o takich jubileuszach! A tak serio – powiedziałbym coś w stylu „Chłopie, ten tekst nadaje się jedynie do dupy. Masz nad tym jeszcze popracować”. Tak naprawdę to powinienem to sobie mówić co chwila.

Twoje dwie książki, „Ektenia” i „Ród”, znacząco się różnią. Formą publikacji, konstrukcją, przynależnością gatunkową. Przybliżysz nam ich historie?

Masz rację, różnią się mocno, aczkolwiek prawie wszyscy są zgodni, że choć każda pod względem formalnym miała być powieścią, to zamiast tego wyszły mi dwa zbiory opowiadań. „Ektenia” jest steampunkową książką, w której wróciłem do korzeni gatunku i postawiłem na punk, zamiast steam. To historia wyniszczającej moralnie wojny z mistyką w tle. Książka człowieka głęboko niewierzącego, ale poszukującego. „Ród” jest opowieścią o rodzinie, która wcale nią być nie powinna. Obie pozycje łączy spory ciężar tajemniczości, dusznego klimatu rodem z filmów Lyncha. Unikam jednak odpowiedzi na pytanie, o czym tak naprawdę są moje książki. Sam chyba nie wiem.

Jesteś dziś pisarzem, ale też doktorem filozofii… i pracownikiem w warszawskiej korporacji. Jak udaje Ci się godzić te wszystkie role?

Powiedziałbym, że dużo piję, bo taki świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia, ale to nie jest prawda. Stosunkowo mało piję. Mało też śpię i rzadko patrzę w lustro. Myślę, że rozpędziłem się i tak sobie biegnę. Oglądam kiepskie komedie i żenujące horrory. Od niedawna mam w domu telewizor, więc włączam politykę i mam wrażenie, że jednak ktoś ma w życiu gorzej. Aby nie było zbyt gorzko i poważnie – sporo się śmieję. Co prawda zwykle ze swojej głupoty, ale jednak.

Myślisz, że wrażliwość, która buduje Cię jako pisarza, pomaga czy raczej przeszkadza w codziennej walce w korpo Mordorze?

A widzisz, korpo owszem, ale nie w Mordorze! A czy wrażliwość pisarska pomaga? Ja nie wiem, czy istnieje pisarska wrażliwość, ani czy w ogóle jestem pisarzem. Nie utrzymuję się z pisania. Natomiast pewien ogląd rzeczywistości, chęć obserwacji przydaje się wszędzie. Niezależnie od tego, czy robisz steka, czy rozpatrujesz reklamacje. Analityczny umysł filozofa nakazuje zaś wątpić we wszystko, a zwątpienie jest gwarantem istnienia.

Bodajże Michał Protasiuk powiedział mi kiedyś, że jeśli fantastyka to metal, literatura mainstreamowa to punk. Zgodzisz się z tą metaforą? I jak wpasowuje się w ten podział „Korpopunk”, Twoja kolejna powieść, którą jakiś czas temu zapowiedziałeś?

Michał jest bardzo mądrym człowiekiem i zapewne dogłębnie przemyślał tę tezę, a mi pozostaje jedynie przyklasnąć i pozazdrość, że nie jest to moja myśl. Też lubię myśleć o literaturze jak o muzyce. Masłowska to na przykład postalternatywny progresywny rapcore. Łukasz Orbitowski to Grechuta zmieszany ze Slayerem, zaś Rogoża mógłby być Sex Pistols naszej ery, ale zamiast tego robi wywiad ze mną. Co do „Korpopunka”, którego przywołałeś – to moja nowa powieść, aktualnie czytana przez wydawcę. Chciałbym wierzyć, że nie jest jak disco polo.

Skoro wspomnieliśmy o metalu… Pytanie, które paść po prostu musi. Mgła czy Batushka?

Z ciężkim, czarnym jak black metal sercem odpowiem bez wahania – Batushka. Przy czym chciałbym zauważyć, że to porównywanie mistrza z wicemistrzem. Czy spodziewałeś się zresztą innej odpowiedzi, skoro utwory z albumu Batushki nazwane są „Ekteniami”?

Pytanie było rzecz jasna tendencyjne. A wracając do spraw okołoliterackich. Chętnie angażujesz się w mocno niecodzienne działania promocyjne – można znaleźć choćby efektowne fotki z cosplaya inspirowanego „Ektenią”. Czego jeszcze możemy się po Tobie spodziewać?

Chciałbym nagrać płytę symfoniczną z Shakirą. Póki co jednak nawiązałem współpracę z młodym zespołem punkowym Open Space, który zrobił dwie piosenki do mojej nowej powieści „Korpopunk”. Potężna energia facetów robiących zawodowo w różnych korporacjach, po godzinach rozwalających system. Miód na me serce.

Wiemy, co Emil Strzeszewski pisze. A co czyta? Co poleci? I – czy czyta wszędzie?

Ostatnio „Dziewczyny atomowe”, o codziennym życiu kobiet w Projekcie Manhattan. Wcześniej „Historię gówna”, która okazała się nad wyraz odświeżającą książką. Jeszcze wcześniej książkę o pierwszych polskich władczyniach. Generalnie rzadko czytam już fabuły. Myślę, że przemieliłem tego ogrom w całym moim, krótkim bądź co bądź życiu i na razie mam dosyć. Robię wyjątki dla rzeczy specjalnych – na przykład następny w kolejce czeka „Dygot” Małeckiego i Walter Moers. Czytam zaś naprawdę wszędzie i to jak hipster, bo z tabletu. Kompletnie mi to nie przeszkadza. Przeszkadzała mi za to pojemna biblioteczka papierowych książek, bo trzeba ją wozić vanem, gdy się człowiek przeprowadza. A ja do niedawna byłem osobą dość mobilną i zmieniającą miejsca zamieszkania.

Książka to książka. Wielu dobrych lektur więc życze – dla Ciebie i Twoich czytelników, Emil. Dzięki za poświęcony czas!

Dzięki również!

Autor

Piotr Rogoża
Piotr Rogoża
Rocznik 1987. Prawie ukończył kulturoznawstwo. Autor trzech książek i szeregu opowiadań, scenarzysta gier komputerowych, tłumacz angielskiego, copywriter. Członek „Writers Guild of America.
Artykuły autora