Wywiad z Kubą Małeckim

23.12.2015

Debiutowałeś już prawie 9 lat temu, opowiadaniem „Dłonie” na łamach „Science-fiction, Fantasy & Horror”. Przyznaj się – wcześniej długo pisałeś do szuflady?

Kuba Małecki: Przedtem napisałem chyba z pięć innych opowiadań i ze dwie nowelki, takie po około sto stron. Potem się udało, ale to nie znaczy, że od tamtej pory publikuję wszystko, co napiszę. W ciągu tych dziewięciu lat do szuflady, czy też raczej do kosza, trafiły chyba trzy powieści i masa jakichś rozgrzebanych rzeczy.

Kiedy przyszedł moment, w którym powiedziałeś sobie „trzeba spróbować, wysyłam do redakcji”? To była spontaniczna decyzja?

Kuba Małecki: Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Pamiętam natomiast, że nie miałem pojęcia, gdzie to wysłać, skąd wziąć adres mejlowy i kogo zapytać o poradę.

Krążą pogłoski, że zanim Twoja debiutancka powieść „Błędy” trafiła na półki, przeczytał ją Jacek Dukaj. Jak to było?

Kuba Małecki: No właśnie nie mając pojęcia, co zrobić z tekstem, napisałem do znanego pisarza, którego książkę wtedy czytałem i którego adres e-mail udało się znaleźć w internecie. Jacek Dukaj przeczytał, odesłał uwagi i poradził, gdzie powieść wysłać, więc tak to się w sumie zaczęło.

Od samego początku lubisz przyprawiać swoją literaturę groteską i absurdem. Jak wiemy, nigdzie nie znajdziemy ich więcej, niż w tzw. życiu. Jakim najbardziej absurdalnym wspomnieniem mógłbyś się podzielić?

Kuba Małecki: Kiedyś przy litrze herbaty oglądałem z pewnym złośliwym kolegą teledyski w internecie i przez większość czasu maltretowaliśmy się utworami pewnego nieznanego nam wcześniej otyłego polskiego rapera z drugiego końca Polski. Chwilę po tym, jak zmęczony wizytą opuściłem mojego drogiego kolegę, usłyszał on dzwonek do drzwi. Otworzył, przekonany, że jak zwykle zapomniałem plecaka, a tam stał ten właśnie raper. To prawdziwa historia.

Mieszkałeś w Kole. Potem w Poznaniu. Teraz w Warszawie. Sądzisz, że te przeprowadzki wpływają bezpośrednio na Twoją twórczość?

Kuba Małecki: Raczej nie. Zawsze staram się pamiętać, żeby zabrać ze sobą komputer i notatki.

A propos Warszawy. Masz opinię twórcy raczej wycofanego, długo w ogóle nie udzialałeś się publicznie. Nie czujesz potrzeby, aby niewątpliwy sukces „Dygotu”  dyskontować na warszawskich salonach, prawda?

Kuba Małecki: Mam pewne zasady i chodzę tylko tam, gdzie dają za darmo ciastka albo kanapki. Staram się wieść żywot pisarza z godnością.

Poza pisaniem książek własnych, regularnie tłumaczysz też cudze. Co do tej pory okazało się dla Ciebie jako tłumacza największym wyzwaniem?

Kuba Małecki: „Listy niezapomniane”. Piękna książka, a zarazem jedno wielkie pole minowe dla tłumacza. Swoją drogą, to jedna z lepszych rzeczy, jakie w ostatnich latach czytałem. Polecam.

Nie jest tajemnicą, że jednym z Twoich licznych hobby jest pieczenie ciast. Zdradź przepis na Twoje ulubione!

Kuba Małecki: Przepraszam, Piotruś, ale to jednak zbyt osobiste pytanie.

Nie lubisz prostych, banalnych rozwiązań. Wiem skądinąd, że grając w Tekkena zawsze wybierasz Steve’a, czyli jedyną postać, która nie zadaje ciosów nogami. Co podpowiedziałbyś śmiałkom, porywającym się na grę tym niełatwym w prowadzeniu wojownikiem?

Kuba Małecki: Grajcie sercem. Nie uczcie się ciosów. Operujcie kciukami w sposób przypadkowy, ale róbcie to jak najszybciej. Starajcie się rozpraszać rywala i nie zwracajcie uwagi na jego obelżywe komentarze dotyczące waszego stylu. Nie załamujcie się porażkami.

Czego życzyć Ci z okazji nadchodzących Świąt i Nowego Roku?

Kuba Małecki: Wielu ciastek na salonach, kolegów, którzy nie znęcają się w wywiadach i licznych zwycięstw w Tekkena.

Tego więc właśnie życzę. Dzięki za wywiad!

Kuba Małecki: Ja również i pozdrawiam.

Autor

Piotr Rogoża
Piotr Rogoża
Rocznik 1987. Prawie ukończył kulturoznawstwo. Autor trzech książek i szeregu opowiadań, scenarzysta gier komputerowych, tłumacz angielskiego, copywriter. Członek „Writers Guild of America.
Artykuły autora