Wywiad z Piotrem C.

13.12.2015

Dzisiaj prezentujemy wywiad z Piotrem C. – autorem bloga pokolenie ikea.com oraz książek „Pokolenie Ikea” i „Pokolenie Ikea Kobiety”.

– Jak często sam Piotr C. czyta książki?

Piotr C.: Czytam. Ostatnio przeczytałem „Maleńczuk. Ćpałem, chlałem i przetrwałem”. Jest to wywiad rzeka z Maciejem Maleńczukiem, który robi Barbara Burdzy. Burdzy jest prześliczna, książka słaba, ale zawiera fascynujące historie pokazujące klimat czasów, których już nie ma. PRL. Berlin Zachodni. Świat narkotyków za darmo. I Maleńczuka panicznie szukającego strzykawki do wstrzyknięcia sobie heroiny na szpitalnym śmietniku. Czytam bardzo dużo, koło 100 książek rocznie, choć więcej o mnie powie czego nie czytam, niż co czytam.

Nie czytam więc kryminałów, bo mnie nudzą. Teraz cały czas ktoś zresztą pisze jakiś kryminał, więc się w tym gubię. Przepraszam, wyjątek robię dla Marka Krajewskiego. Podoba mi się bo oprócz mordowania, dużo też pisze o jedzeniu i kobietach.

Nie czytam „50 twarzy Grey’a” ani niczego podobnego, bo powiem szczerze nie dałem rady. Być może jest to zajebiste i pokazuje od nowej strony seksualność kobiety, ale niestety nie przeszedłem dalej niż przez pierwszy rozdział, więc pewnie duchowo jestem uboższy. To jak zawsze moja wina.

Nie czytam literatury dla kobiet czyli książek spod znaku Kalicińskiej i Grocholi. One cały czas pieką w tych książkach ciasto i podają herbatę w kubkach. Ja z kolei w pieczeniu jestem beznadziejny,
a herbaty nie piję.

Nie czytam wreszcie książek reporterskich o dalekich krajach i obcych kulturach za wyjątkiem Mariusza Szczygła. Jestem na nie za tępy i za mało ciekawy świata. Być może dlatego, że z trudem ogarniam to co dzieje się na naszym lokalnym podwórku.

– Wszyscy pytają o to, czy napisanie książek zmieniło coś w Twoim życiu. Ja chciałabym zapytać – jak ciężko pisze się książkę i czy masz jakieś ciekawe wspomnienia z czasu, gdy one powstawały? A może było łatwo i nudno? 😉

Piotr C.: Pisanie jest równie spektakularne jak leczenie kanałowe u stomatologa. Widzisz jak ktoś siedzi na fotelu, a ktoś inny mu grzebie w ustach. Raczej to mało spektakularne. Siedzisz, patrzysz w monitor. Siedzisz, wstawiasz naczynia do zmywarki. Siedzisz patrzysz w monitor. Idziesz coś ugotować. Patrzysz w monitor. Idziesz coś zjeść. I patrzysz znowu w monitor. Gdybym miał firany to bym je ręcznie uprał.

Ale pisząc pierwszą książkę po prostu dobrze się bawiłem. To było spełnianie swojego marzenia. Trwało to w sumie koło siedmiu lat, raz napisałem kilka stron, a później nic przez kilka miesięcy. Zacząłem to robić będąc jeszcze 20 kilkuletnim gówniarzem, a kończyłem będąc już facetem. Pierwsza książka ponoć zawsze jest najbardziej autobiograficzna, więc było mi w sumie najłatwiej ją napisać. Później. kiedy wszystkie duże wydawnictwa odrzuciły „Pokolenie Ikea”, usiadłem pewnego wieczoru i w ciągu kilku godzin zostawiłem z niej połowę. I to jest ta wersja, która trafiła do księgarni. „Pokolenie Ikea Kobiety” było już wyzwaniem. Wiedziałem, że nie mogę drugiej części pisać latami. Czekali na nią ludzie, czekał wydawca i każdy miał swoje wyobrażenia jak to powinno wyglądać. A ja nie mam komfortu polegającego na tym, że siadam na tyłku, piszę przez trzy miesiące „longiem”, a później mogę sobie odpocząć. Pisałem ją wieczorami, pisałem rankami, w samolotach lecąc do Stanów, bo wtedy dużo podróżowałem, na wakacjach, w trakcie weekendów, zamiast weekendów itd. Pamiętam, że przez tydzień wstawałem rano i pisałem do późnego wieczora po 12 godzin dziennie. To była mordęga. Kiedy skończyłem robiło mi się niedobrze na widok klawiatury. Nie byłem w stanie napisać niczego. Czułem się pusty. Pamiętam jak „Pokolenie Ikea Kobiety” pojawiło się w księgarniach, od razu w dużym nakładzie i wtedy poczułem się przez moment dobrze.

– Od czasu powstania „Pokolenia Ikea” forma Twoich wpisów na blogu bardzo się zmieniła. Czy chciałbyś pozostać przy niej, czy raczej planujesz ponowną zmianę formy. A może wrócisz do opowiadań?

Piotr C.: Nic nie planuję. Po prostu kiedy coś we mnie się zmienia, to idę to nową drogą i się rozglądam. Nie wiem gdzie dojdę. Jak ktoś wejdzie do archiwum mojego bloga to zobaczy, jak to wyglądało. Tak naprawdę te dwa etapy, o których mówisz, czyli wrzucanie prozy, a pisanie felietonów dzielił cały rok. Nie szedłem prosto, tylko rozglądałem się na boki.

Wiem jedno. W sieci prędzej czy później wszystko się nudzi. Jesteś tak dobry jak był twój ostatni tekst.  A każdy nowy tekst musi być zaskoczeniem. Dlatego klnę. To znaczy klnę bo lubię, bo piszę czasami jak mówię, ale przekleństwo zatrzymuje czytelnika. Oczywiście rzucone w odpowiednim miejscu.

Można napisać: „są ludzie, dla których pieniądze dużo nie znaczą. Ale większość mimo to gra w Lotto.” Wolę na blogu napisać tak: „Na pewno znajdzie się jakiś mnich, który ma kompletnie wyj**ane na dobra materialne (fakt, że nie jestem w stanie teraz wymienić żadnego konkretnego, źle świadczy tylko o mnie).  Każdy chciałby spróbować jak to jest mieć dużą kasę. Przynajmniej biorąc pod uwagę to, ile osób próbuje wygrać coś w Lotto. I każdy ma swoje plany na co przeznaczyłby te pieniądze. To jak wydaje się pieniądze pokazuje, kim jesteś naprawdę.” Teraz mój blog jest trochę popularny, i mam notki, które mają ponad 300 tys. odsłon, ale za chwilę popularny być przestanie, bo ludzie rzucą się na coś innego. Jedyne co zawsze w sieci jest zawsze modne, to koty, gołe dupy i psy.

– W książce „Pokolenie Ikea Kobiety” poza Olgą wyróżniła się Ciemna Blondyna. Czy możesz powiedzieć coś więcej o tej postaci? 😉

Piotr C.: Zawsze twierdzę, że moje książki to 100 proc. prawdy i 100 proc. fikcji. Czasami ktoś z ludzi z którymi spędzam czas i się lubimy nawzajem pyta mnie w formie pretensji: „ale dlaczego to tak opisałeś? Przecież to było inaczej”.

Nie niebieska sukienka, tylko zielona, nie brunetka, tylko blondynka, nie wredna suka a uprzejma, słodka dziewczyna, nie duże cycki, tylko małe, nie cyniczny sk**wiel tylko człowiek, który zrobił kilka kroków za daleko.

Odpowiadam: nie jestem reportażystą. Opowiadam swoją wersję świata, czasami opartą bardziej na faktach, a czasami mniej.

Czasami ludzie zachowują się u mnie lepiej niż to zrobili w rzeczywistości, a czasami gorzej. Czasami po prostu tworzę, wymyślam, kreuję, łącząc i miksując sytuacje i postaci.

Sprzedaję rzeczy, które przefiltrowałem przez swój łeb. Przez swoje spojrzenie na świat.

– Czy Piotr C. planuje pokazać się kiedyś światu?

Piotr C.: Nie. Po co? Nie mam parcia na popularność. Nie chcę być w żadnej telewizji śniadaniowej a to, że kilka osób więcej kupiłoby moje książki mnie nie przekonuje.

Dla mnie pisanie to chwilowa przyjemność. Chcę żeby ludzie czytając mnie śmiali się. Może czasami płakali. Jak to komuś pomoże to jeszcze lepiej.

– Jakiej rady udzieliłbyś młodej dziewczynie, która dopiero przyjechała do Warszawy – na studia lub do pracy? 

Piotr C.: Like a virgin, touched for the very first time? 😉

Nie daj się porwać łatwej kasie. W tym mieście za wszystko się płaci i prędzej czy później zapłacisz i ty. Trzymaj uda razem. Wielu facetów będzie chciało Cię przelecieć. Opowiedzą Ci w tym celu wiele historii, wiele z nich jest wyuczonych na pamięć. Pamiętaj, tu uczucia bywają często jednorazowe. Do pierwszego zdjęcia majtek. Nie spij z kolegą z pracy, a już z całą pewnością ze swoim szefem.

Mów co myślisz. To wiele ułatwia i sprawi że ludzie zaczną Cię szanować.

Nie wstydź się skąd jesteś, nie przerabiaj w szybkim tempie na miejscową. To skąd pochodzisz to fragment Ciebie i twojej tożsamości.

Nie obgaduj innych ludzi z pracy. To zawsze się zemści.

Każda nawet najbardziej durna robota czegoś Cię nauczy. Albo poznasz kogo ciekawego.

Nie wierz w nic co ci obiecują, a nie masz tego na piśmie.

Myśl. Bądź sobą.

– Jakie wydarzenie w Twoim życiu wpłynęło na Ciebie i najbardziej Cię ukształtowało?

-Piotr C.: Było kilka takich rzeczy. Jedno z nich wydarzyło się w piątek, 20 lipca 2012 roku. Było popołudnie, godzina mniej więcej 14:00, kiedy odebrałem telefon od swojego lekarza, że te wyniki które trzyma w ręce nie są wcale dobre. A właściwie to są całkiem złe. I że mam przyjść do niego, bo muszę natychmiast mieć operację.

– Natychmiast – podkreślił. – Wypiszę panu skierowanie do szpitala – powiedział.

Co mnie najbardziej zirytowało, kiedy do niego przyjechałem? Że nie mogłem znaleźć miejsca do zaparkowania. Moje życie było wtedy stabilne i bezpieczne. Było miło. Obliczalnie. Pluszowo. Miałem dobry samochód. Mieszkanie kupione na kredyt. Dużo dobrych ubrań, dużo fantastycznych podróży za sobą. Jeszcze więcej przed sobą.

Pamiętam dokładnie moment, od którego już nie było tak samo.

Koło północy facet dwa pokoje dalej dostał drgawek i po prostu zmarł. Zrobił to mniej więcej w 10 minut. Był w moim wieku. Miał raka. Wtedy zrozumiałem, że nie jest teflonowy. Nie jestem nieśmiertelny. Muszę żyć tu i teraz, bo za chwilę mój czas się skończy.

Autor

Czytam wszędzie
Czytam wszędzie
Czytam wszędzie, czyli redakcja pasjonatów, którzy czytają książki zawsze i wszędzie, a potem dzielą się wrażeniami na blogu. Uwielbiają listy, zestawienia i rankingi…
Artykuły autora