W Polsce, tak jak na całym świecie, pojawia się Covid. Zostaje ogłoszona pandemia i związane z nią restrykcje. Ale w Warszawie Żulczyka jakby nie było pandemii i restrykcji. Narkotykowy biznes działa bez zakłóceń. A wręcz się rozwija, bo pojawia się nowa, „cudowna” kapsułka – fosforyzujący „świetlik”. Pomaga wyciszyć strach i uśmierzyć każdy ból. Fakt, że bardzo szybko uzależnia, nie ma znaczenia. W produkcję i dystrybucję specyfiku zaangażowany jest znany z wcześniejszej powieści Żulczyka „Ślepnąc od świateł” Jacek Nitecki (Duch). Nitecki wrócił do Polski po sześciu latach kiedy została zamordowana jego siostra i szwagier. Uważa, że winnym ich śmierci jest brutalny gangster Dario. Chce jak najbardziej zbliżyć się do niego udając chęć współpracę i zemścić się na nim. Z kolei celem Daria jest zostanie „narkotykowym królem” Warszawy, a może i nie tylko Warszawy. Na kolejnych stronach pojawiają się inne postacie tego „horroru” i autor pokazuje nam świat widziany ich oczami. Na 800 stronach opisanych jest wiele ważnych problemów społecznych i bogactwo zróżnicowanych osobowości. Żulczyk podejmuje trudne tematy takie jak: skorumpowanie polityków i policji i ich powiązania ze światem przestępców, narkotykowe biznesy i międzynarodowe gangi, patologie świata celebrytów, uzależnienia od narkotyków, mroczne strony świata LGBT+ w tym uzależnienia i prostytucja. Książka jest mroczna, bo opisuje mroczne strony ludzi. Chwilami przeraża, zdumiewa, oburza. Ale nie pozostawia czytelnika obojętnym. Ma się wrażanie nierzeczywistości tego co opisuje autor. Język jest specyficzny, bardzo konkretny, wręcz dosadny, często brutalnie wulgarny. Nie da się jednoznacznie ocenić bohaterów, bo też następują w nich przemiany lub na jaw wychodzą skrywane tajemnice. Dla mnie fascynująca jest postać Marty Pazińskiej, takiej siłaczki, która chce zmienić świat, pomóc tym, którzy są gdzieś na marginesie społeczeństwa, borykając się z niezrozumieniem z powodu swojej orientacji. Przy tym sama jest uzależniona od narkotyków, pogubiona w życiu i relacjach z ludźmi, a ci którym chce pomóc ukrywają przed nią swoje drugie a może i trzecie życie. Autor jest także scenarzystą i na powieść można patrzeć jak na kolejne sceny filmu, filmu grozy, bo napięcie narasta, kumuluje się żeby wybuchnąć niszcząc ten świat. Czytając „Dawno temu w Warszawie” trzeba przywyknąć do sposobu narracji autora i specyficznego języka. Dla mnie osobiście trudna w lekturze, ale też głęboko poruszająca, nie dało się jej nie doczytać do końca.