Lubimy „podglądać” cudze życie, a już życie w bogactwie i luksusie tym bardziej. Kolejna książka Eweliny Ślotały po „Żonach Konstancina” pozwala nam ponownie zajrzeć do świata ludzi, którzy mają ogromne fortuny. Czytając o wydawanych kwotach otwierałam szeroko oczy ze zdumienia. Mimo, że jak pisze autorka, fabuła i bohaterowie utworu to fikcja literacka, to opowieść oparta jest na jej osobistych doświadczenia. Tym razem bohaterkami opowiadanej historii są „Kochanki Konstancina”.
Dziewczyny, kobiety nie rzadko marzą o „księciu”, który zapewni im przysłowiowe „wszystko”. Czytając opowieść osoby, która żyła w tym świecie przekonujemy się, że to co pięknie wygląda z zewnątrz i budzi zazdrość, okazuje się być ułudą, pełną fałszu, intryg, zakłamania, agresji, upokarzania i wszelkich uzależnień. Miłość i przyjaźń, zaufanie i lojalność praktycznie nie istnieją w tym świecie. Okazuje się też, że za wszystko kiedyś przyjdzie zapłacić, tylko cena może być różna. Świat kochanek z Konstancina zdominowany jest przez rzeczy materialne, wartość wszystkiego przeliczana jest na dobra luksusowe. W tym świecie nie istnieją zasady, moralność, prawo, gigantyczne pieniądze i pozycja mogą praktycznie wszystko. Książka pokazuje mroczną stronę życia w luksusie. Po jej przeczytaniu zaczynam cenić moje spokojne, choć dalekie od luksusu, życie.
„Kochanki Konstancina” czyta się jak reportaż, język jest prosty, potoczny, konkretny, czasami dosadny czy wręcz wulgarny. Zakończenie jakby „zawieszone w powietrzu” pozwala oczekiwać dalszego ciągu.
Trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Dla mnie to nierealna bajka, świat bardzo odległy od mojego. Takie podglądanie, które przeradza się chwilami w przerażenie tym, co widzę. Myślę, że warto ją przeczytać ją choćby dlatego, żeby docenić to co się ma w swoim życiu.