NIECO INNE OPOWIEŚCI WIGILIJNE


Pisarze chętnie podejmują temat świąt Bożego Narodzenia. Każdy zna “Opowieść wigilijną” Dickensa, a “Morderstwo w Boże Narodzenie” to jeden z najpopularniejszych kryminałów Agathy Christie. Co roku w grudniu na księgarskie półki trafia wiele okolicznościowych zbiorów opowiadań, do których wydawnictwa nierzadko zapraszają naprawdę uznanych literatów. A jak z tym, nomen omen, magicznym czasem radzi sobie fantastyka? Oto nieco inne opowieści wigilijne.
“Najgłupszy anioł”, Christopher Moore
Całkiem przyjemna humoreska, adresowana głównie do młodszych czytelników, ale nie tylko. Punktem wyjścia dość zwariowanej historii jest przypadkowe zabójstwo… świętego Mikołaja. A ściślej – mężczyzny za niego przebranego. Świadkiem wypadku jest mały chłopiec, który zrozpaczony zaczyna modlić się o powrót Mikołaja. Interwencja tytułowego anioła, Razjela (istotnie – wyjątkowo głupi egzemplarz), uruchamia całą lawinę zdarzeń, prowadzących do kompletnego chaosu. Nie jest to literatura najwyższych lotów, ale można po nią sięgnąć – “Najgłupszy anioł” to lekka lektura, w sam raz na leniwe świąteczne wieczory.
“Wiedźmikołaj”, Terry Pratchett
Nie wiem, czy nie jest to mój ulubiony tom z całego cyklu o Świecie Dysku. Zbliża się Strzeżenie Wiedźm, czyli odpowiednik naszego Bożego Narodzenia. W rolę rozdającego prezenty Wiedźmikołaja wciela się sam Śmierć. Pomaga mu wnuczka Susan, a w dalszym planie przewija się szereg nietuzinkowych postaci, z psychotycznym Panem Herbatką na czele. Pisząc „Wiedźmikołaja” Pratchett był w szczytowej formie – powieść skrzy się od dowcipu, dialogi bywają naprawdę błyskotliwe, nie brakuje kapitalnych gier słownych. Pojawia się dość gorzka refleksja o komercjalizacji świąt.
“NOS4A2”, Joe Hill
Stephen King może być dumny z syna: Joe Hill zamienił Boże Narodzenie w piekielny koszmar. Psychopata Charles Manx porywa dzieci do upiornej Gwiazdkowej Krainy, wykreowanej mocą swojego chorego umysłu. Jako jedynej udaje się uciec dwunastoletniej Victorii, właścicielce dość niezwykłego roweru. Granica między naszym światem a upiornymi rojeniami zaczyna się stopniowo zacierać. Idealna odtrutka na przedawkowanie słodkich świątecznych historyjek. Po czytelniczej wizycie w Gwiazdkowej Krainie zupełnie inaczej patrzy się na przystrojoną choinkę.
“Księga martwych dni”, Marcus Sedgwick
Przygodowa fantastyka, niekoniecznie z najwyższej półki. Mag Valerian zawarł pakt z demonami, co – któż by się spodziewał! – niekoniecznie okazało się dobrym pomysłem. Cała nadzieja w bezimiennym Chłopcu, powierniku sekretu potężnego zaklęcia… i tak dalej. To, co w tym wszystkim interesujące, to koncept tytułowych “martwych dni” – tygodnia między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem, czasu tajemniczego, przynależnego do świata duchów. Podoba mi się: nigdy nie lubiłem tych depresyjnych dni, gdy jest już po długo wyczekiwanych świętach, prezenty zostały rozdane (i przeczytane), barszcz wypity, a po serniku nie został nawet okruszek.