23. marca była premiera nowej książki Remigiusza Mroza pt. „Skazanie”. Książka ta jest 15-stym tomem opowieści o Joannie Chyłce, nieustraszonej prawniczce. Ubóstwiam mroźne książki, ale tym razem jestem rozczarowana. W skrócie o co chodzi w „Skazaniu”. Joanna Chyłka tym razem występuje w roli oskarżyciela subsydiarnego. To dla niej nowość, bo jej głównym celem i życiową misją jest bronienie a nie oskarżanie. Do Joanny zgłasza się matka, której córka rzekomo popełniła samobójstwo. Opowieść matki i zebrane przez nią dowody poddają pod wątpliwość samobójstwo. Najważniejszą rzeczą, jaka szczególnie przykuła uwagę mecenas jest tatuaż mandali, który bez wątpienia skojarzyła z nikim innym jak Langerem (wrogiem numer jeden). Sprawa dla Joanny stała się, więc okazją do… „udupienia” Langera. Jak się domyślacie – propozycja nie do odrzucenia. Rozprawę prowadzi nasz ulubiony sędzia z poprzednich części – sędzia Tatarek, który słynie z surowości i braku sympatii do głównej bohaterki. To akurat jest jeden z najciekawszych wątków w książce i wzbudza … powiedzmy, że emocje. Na pewno sprawia, że coś się dzieje i wydarzenia na sali sądowej są dość ciekawe. W książce pojawia się również matka Joanny. Oczywiście na tej linii jedna wielka spina. Czego się spodziewałam? Na pewno nie takiej matki. Kobieta rzuca tekstami, podobnie jak Chyłka (u Chyłki jest to zabawne, u matki już nie). Ok. Może autor chciał pokazać po kim Joanna ma ten styl bycia, mnie jednak to nie przekonało. Nie przekonało mnie też tłumaczenie matki. Tak, oprócz głupich tekstów pada coś w rodzaju tłumaczenia, dlaczego porzuciła córkę i wyjechała. Rzekomo mała Joanna była tak zżyta z ojcem, że nie chciała wyjechać z matką. Nie wiem, może ja tu czegoś nie rozumiem czy może dzieci kiedyś miały więcej do gadania i wybierania sobie z kim chcą mieszkać? Nie czepiajmy się, jedźmy dalej. Chyłkę znowu próbują wywalić z kancelarii i ma się ochotę przy tym zaśpiewać „ale to już było”. Z tym, że niestety wróciło. Ech.. Przez całą książkę przewija się przygotowanie do ślubu i wesela. O tym chyba też nie chcę pisać 😃 tak już całkiem poważnie mam wrażenie, że ostatnia część jest jakby kierowana do totalnie innego segmentu czytelników, tych w młodszej kategorii wiekowej. O ile w poprzednich częściach potrafiłam się odnaleźć tak ta, totalnie do mnie nie dociera. OK, może są fragmenty, gdzie parsknęłam śmiechem i przez to bawiłam się dobrze, bo dobry humor nadal nie opuszcza Remigiusza, ale to zdecydowanie za mało jak na Remigiusza Mroza. Autor przecież potrafi stworzyć opowieść tak, że nie chcesz odejść od książki. Cały czas coś się dzieje. Kiedy zaczyna się robić spokojnie trzeba spodziewać się, że Remigiusz przywali w najmniej spodziewanym momencie i ty się tego spodziewasz (!) a on i tak zaskakuje. Jedyne co ci wtedy pozostaje to zbierać szczękę z podłogi. Tutaj ogromnie mi tego zabrakło. Nie zaskoczył mnie ani razu. Z przykrością to piszę, ale uważam, że to zdecydowanie najsłabsza część z serii o mecenas Chyłce. Nie piszę tego z satysfakcją, wręcz przeciwnie, jako fanka Mroza strasznie nad tym ubolewam.