5 lektur szkolnych, które trzeba przeczytać

06.10.2016
lektury szkolne

Hasło „lektury szkolne” wywołuje u wielu osób grymas obrzydzenia jeszcze przez długie lata po zakończeniu edukacji. Sam, choć od zawsze kocham czytać, niezbyt przyjemnie wspominam lekturę opasłych tomów i kartkówki z ich treści. Pamiętam też jednak książki, które okazały się naprawdę wartościowymi przystankami w czytelniczej podróży, a po które być może nigdy bym sam z siebie nie sięgnął. Oto one.

„Bracia Lwie Serce”, Astrid Lindgren

Jako poważny piątoklasista żywiłem obawę, że powieść autorki „Dzieci z Bullerbyn” okaże się zbyt dziecinna. Tymczasem lektura mną wstrząsnęła – ciężko przeżyłem ziemską śmierć braci i ich perypetie w Nangijali. Mogłem bez mrugnięcia okiem oglądać „Predatora” na Polsacie, ale smok Katla napawał mnie szczerym przerażeniem. Do tego stopnia, że nigdy później do „Braci Lwie Serce” nie wróciłem. Piękna i niespodziewanie okrutna powieść. Lindgren mocno utarła mi nosa.

„Tajemniczy ogród”, Frances Hodgson Burnett

W piątej klasie przyszło mi także przewartościować pojęcie „literatury dla dziewczyn”. Obowiązek przeczytania powieści o perypetiach zbuntowanej Mary wydawał mi się niezasłużoną karą i stratą czasu, który przecież można poświęcić na grę na konsoli albo przynajmniej lekturę książek Niziurskiego. Serce dwunastoletniego twardziela jednak zmiękło, gdy w sekretnym ogrodzie rozkwitły róże, a moc natury uzdrowiła chorowitego Colina. Przed kolegami nie przyznałbym się nigdy, ale chyba zakręciła się wtedy w oku łza.

„Przypadki Robinsona Crusoe”, Daniel Defoe

To była bodajże klasa szósta. Pamiętam, że początkowo zniechęcił mnie archaiczny styl powieści, nie czułem też wielkiej motywacji, aby poznawać historię przerobioną przez popkulturę na tysiąc sposobów. A jednak „Przypadki Robinsona Crusoe” po prostu mnie do siebie przykleiły, przeczytałem tę książkę za jednym posiedzeniem – na dobrych kilka lat ustanowiłem wówczas osobisty rekord w liczbie stron pochłoniętych naraz.

„Krzyżacy”, Henryk Sienkiewicz

Należę do pokolenia, które załapało się już na reformę szkolnictwa z 1999 roku. „Krzyżaków” przerabialiśmy w drugiej klasie gimnazjum. Do lektury podchodziłem jak do jeża – żeby przeczytać historyczną sagę w terminie, musiałem odłożyć na bok tom opowiadań o wiedźminie. Jak się okazało, perypetie Zbyszka z Bogdańca potrafiły wciągnąć nie gorzej, a Sapkowski okazał się mocno zapożyczony u Sienkiewicza – co wówczas mocno mnie zdziwiło.

„Początek”, Andrzej Szczypiorski

W ogólniaku chodziłem do klasy humanistycznej, więc nie tylko zwykle przegrywaliśmy międzyklasowe mecze w nożną, ale też czytaliśmy więcej lektur. „Początek”, którego raczej nie przeczytałbym, gdyby tego ode mnie nie wymagano, oczarował mnie stylem i nielinearną narracją. To była ważna lektura, dużo o niej rozmawialiśmy. Także na przerwach. Także z osobami, które zwykle unikały tematów innych, niż sieciowe gry RPG.

Autor

Piotr Rogoża
Piotr Rogoża
Rocznik 1987. Prawie ukończył kulturoznawstwo. Autor trzech książek i szeregu opowiadań, scenarzysta gier komputerowych, tłumacz angielskiego, copywriter. Członek „Writers Guild of America.
Artykuły autora