Małe wielkie rzeczy


Kto jeszcze nie zna twórczości Jodi Picoult ten nie wie, że to wcale nie taka prosta i przyjemna literatura. Ma ona za zadanie czasami czytelnika psychicznie i emocjonalnie zmęczyć, zmusić do licznych refleksji. W tym chyba właśnie tkwi jej siła – nikogo nie pozostawia biernym.
Tym razem poznajemy Ruth Jefferson, pielęgniarkę, położną z dwudziestoletnim doświadczeniem w pracy. Zawsze uśmiechnięta i niosąca pomoc każdej rodzącej. Jest Afroamerykanką, jednak czy to jakiś problem w Ameryce, w kraju równości i wolności? Ruth nie zauważa żadnych przejawów dyskryminacji aż do czasu gdy przy rutynowym zabiegu umiera mały chłopczyk. Czy gdyby jego ojciec nie był skinem, a ona nie była czarnoskóra, wina pielęgniarki byłaby mniejsza? A może chłopczyk by dalej żył?
Najnowsza powieść Jodi Picult to historia w trakcie której wspólnie zastanawiamy się nad sensem i istotą pojęcia rasizm. Czym tak naprawdę jest? Funkcjonuje już kilka wieków nawet gdy nie miało jeszcze swojej definicyjnej nazwy. Czy przejawia się w jawnym mieszaniu mniejszości narodowych z błotem, stosowaniu przemocy czy zwyczajnym odsunięciu się od takiego człowieka na przejściu dla pieszych? Kontrowersyjna to lektura, ponieważ pokazuje, że każdy kto posiada jakieś uprzedzenia jest rasistą. Czyli każdy z nas?
W twórczości Jodi Picoult cenię sobie fakt, że tutaj nic nie jest czarno-białe. Opisywaną historię śledzimy z perspektywy głównej zainteresowanej czyli Ruth, ojca zmarłego dziecka i prawniczki broniącej pielęgniarkę. Każdy z nich ma swoje racje, wady i zalety. Każdy wierzy w słuszność swojej sprawy. Dyskryminacja pielęgniarki tylko z powodu jej koloru skóry jest przykra. Bolesny jest jednak fakt, że jeśli rodzice chcą dla swojego dziecka tego co najlepsze, a w ich mniemaniu opieka takiej osoby stwarza niebezpieczeństwo to czy są teraz rasistami czy tylko dobrymi, troskliwymi rodzicami? No właśnie. Autorka potrafi wbić nam taką drzazgę, która gnębi i powoduje dyskomfort. Zmusza nas do przemyśleń i refleksji jeszcze długo po zakończeniu czytania powieści. Pokazuje różnorodnych bohaterów, problemy i punkty widzenia.
Niektórzy zarzucają Jodi Picoult schematyczność. Myślę, że wypracowała ona już swój styl, który jest niepodrabialny i w nim czuje się najlepiej, jest autentyczna. To tylko zaleta. Jak zwykle przedstawia nam całe wydarzenie, przenosi nas na salę sądową, a w międzyczasie stosując retrospekcje pokazuje dotychczasowe życie bohaterów.
Podsumowując, powieści Jodi Picoult to historie, które warto czytać. Idealna lektura to taka, która nie tylko porusza ważny temat i wywołuje cały wachlarz emocji. Ona nie może pozostawić nikogo biernym, czasami zdenerwować, innym razem zasmucić czy rozweselić. Pozostać jeszcze na długo w czytelniku, zmusić do refleksji i dyskusji z innymi.