SKIN COACH. TWOJA DROGA DO PIĘKNEJ I ZDROWEJ SKÓRY

26.04.2017
SKIN COACH

Słowo „coach” budzi nieufność. A to za sprawą świetnie promujących się naciągaczy, co ze swobodą szafują takimi sformułowaniami, jak „wizualizacja” i „strefa komfortu.” Jeśli wierzyć tym panom (to jednak przeważnie są panowie) znają się oni dosłownie na wszystkim; posiadają lek na każdą ludzką bolączkę. Począwszy od zbyt małych zarobków, skończywszy na chorobie nowotworowej.

Bożena Społowicz zdecydowanie odcina się od tych skojarzeń, oznajmiając: „nie będę cię czytelniczko nakłaniać, byś stała przed lustrem, krzycząc – jestem zwycięzcą!” W jej ujęciu termin „coaching” wraca do swych skromnych korzeni, stając się na powrót określeniem mentora. Kogoś, kto podaje pomocną dłoń i pomaga przejść swemu klientowi przez wszystkie etapy życiowej zmiany.

Autorka „Skin Coach” posiada niemal dwadzieścia lat doświadczenia w zawodzie kosmetolożki. Jest pierwszą – i do tej pory jedyną – skin coach w Polsce; jak z dumą informuje, sama sobie tę niszę wynalazła i zagospodarowała. Doświadczenie w pielęgnacji cery łączy ze specjalistyczną wiedzą z zakresu chemii i technologii wytwórstwa kosmetyków, a także dietetyki i suplementacji. Organizuje warsztaty z domowej produkcji kosmetyków. Jest właścicielką SPA, prowadzonego, jak pisze „w duchu slow beauty.” Nie znam się ani na kosmetologii, ani na diecie; podane kwalifikacje wystarczają mi, by obdarzyć panią Społowicz kredytem zaufania.

Skin coaching radykalnie zmieni Twoje myślenie o własnej skórze. Napisałam tę książkę, bo zauważyłam, że zbyt wiele kobiet pogodziło się z faktem, że ich cera jest i pozostanie niedoskonała. Nie musi tak być!

Pomogę Ci zadbać nie tylko o Twoją skórę, ale także o zdrowie i samopoczucie. Nauczę Cię, jak odpowiednio pielęgnować cerę i nie wydać fortuny. Powiem, co jeść, by spowolnić starzenie skóry. Doradzę, jak zredukować zawartość kosmetyczki nawet o 90%, i sprawię, że bez makijażu będziesz wyglądać pięknie.” Brzmi to zachęcająco, nieprawdaż? Zwłaszcza dla tych z nas, które od lat borykają się z kiepskim wyglądem, a bolesne doświadczenie nauczyło je, że od kosmetyków mogą wymagać tylko jednego: by szczelnie zakryły to, czym natura postanowiła nas obdarzyć.

Książka traktuje o tym, co widać na pierwszy rzut oka, a zatem przyjrzyjmy się najpierw, jak wygląda. A wygląda wspaniale. Piękna okładka, nastrojowe fotografie, przemyślany, estetyczny layout oraz przejrzysty układ stron. To wszystko sprawia, że z przyjemnością się do niej zagląda – nawet, jeśli użyty luksusowy papier wydatnie wzmógł wagę książki. Cóż, nie jest to pozycja do torebki J

Na wstępie Społowicz w skrócie opisuje swoją ścieżkę edukacji oraz drogę, którą przeszła, by zostać skin coachem. Zdradza także swoje patenty na tzw. zdrowe życie oraz nakreśla zmiany jakie wprowadziła na przestrzeni wielu lat w celu poprawy zdrowia własnego i swojej rodziny.

Skrupulatnie opisuje kolejne etapy całego procesu, którego celem ma być poprawa wyglądu skóry – oraz idąca za nią zmiana stylu życia. Każda czytelniczka dostaje do dyspozycji tzw. „koło skóry”, czyli rodzaj wykresu z pustymi miejscami do wypełnienia. Za jego pośrednictwem rozkłada na czynniki pierwsze takie aspekty swojego życia jak dieta oraz pielęgnacja; wśród nich wyróżniono między innymi ruch, stres, sen oraz makijaż. Wypełniwszy wykres, wszystkie nasze zwyczaje pielęgnacyjne widzimy jak na dłoni. Na jaw wychodzą również drastyczne zaniedbania.

W następnym rozdziale Społowicz przybliża nam zagadnienie budowy oraz funkcji skóry. Ta część książki wzbudziła we mnie najwięcej zastrzeżeń, bowiem kilka z podanych przez autorkę informacji jest po prostu sprzecznych z powszechną wiedzą w tym względzie. Społowicz twierdzi m.in. że witaminy D nie można dostarczyć z pożywieniem, probiotyki odbudowują florę bakteryjną jelita cienkiego, zaś cera mieszana nie istnieje (jako posiadaczka takiej właśnie cery czuję się w obowiązku zaprotestować.) Zdaję sobie sprawę, że Skin Coach to nie podręcznik dla dermatologów, a publicystyka mająca trafić do mas, więc przymykam na to oko. Niemniej, warto wiedzieć, że nawet doświadczona specjalistka z jakiejś dziedziny może czasem palnąć głupstwo.

Dział „Piramida młodości” to minikompendium wiedzy na temat modnej ostatnio antyoksydacji, filtrów UV oraz szeroko pojętego odmładzania skóry. Temat kontrowersyjny i obrosły licznymi mitami- tym lepiej więc się stało, że autorka wzięła tego byka za rogi.

Tak naprawdę clou tej książki zaczyna się dopiero wraz z rodziałem pt. „Kosmetyczka na detoksie”. Społowicz zachęca w nim do dokładnego przyjrzenia się substancjom, które wcieramy w skórę – oraz analizy ich składów. Dostajemy dokładny opis komponentów niepożądanych, takich jak SLS, parafiny i oleje mineralne, parabeny oraz talk. Minimalizm w tej dziedzinie jest cnotą, powiada Społowicz. „Nie istnieje coś takiego jak zdrowy makijaż” pisze w innym miejscu, zachęcając, by możliwie zredukować ilość substancji, którymi dręczymy codziennie swoją twarz. Przemawia do mnie ta idea. Popieram też ideę holistycznego podejścia. Zapewne naprawdę trudno osiągnąć gładką, bezproblemową skórę bez odpowiedniej diety, ruchu i paru innych trwałych zmian w stylu życia.

Za ogólnikami idą konkrety; posiadaczka każdego z typów problemowej cery (poza mieszaną, ta bowiem jak już wspomniałam według autorki nie istnieje…) znajdzie tu przepis na to, jak o siebie dbać, czego unikać, co bezwzględnie zarzucić, a jakie rytuały pielęgnacyjne wdrożyć. Dostajemy listę polecanych przez Społowicz kosmetyków; są one bardzo drogie, ale jak pisze autorka:  wielokrotnie sprawdzone w bojach z trądzikiem, przesuszoną cerą czy pękającymi naczynkami. A poza tym gdyby zsumować pieniądze wydane przez każdą z nas na tańsze, lecz zawodne preparaty – wyszłoby dużo drożej. Trudno dyskutować z taką logiką.

Dwa ostatnie rozdziały to „Kuchnia kosmetyczna”, czyli coś dla wielbicielek stuprocentowo naturalnych kosmetyków, własnoręcznie kręconych we własnej kuchni –  oraz „Skin coaching w pigułce”, to jest skrót wszystkich najważniejszych informacji z książki. Czyli ściąga. Jako osoba niecierpliwa i nie lubiąca zbędnego rozwlekania tematu bardzo to doceniam. Wszystkie kluczowe wskazówki na niewielu stronach! Zaczynamy od wypicia szklanki ciepłej wody rano, kończymy na zakupie odpowiednio dobranych specyfików.

Jak już wspomniałam, na cerze znam się jak kura na pieprzu. Nie czuję się zatem na siłach, by miarodajnie ocenić ideę skin coachingu. Z pewnością może ona pomóc osobom zbyt zabieganym, by poświęcić cenne minuty na rozmyślania nad pielęgnacją, takim, które lubią działać według spisanego planu…oraz dość zamożnym. Jeśli  interesujemy się własną urodą i zdrowiem – jest to interesująca propozycja do rozważenia.

Cel tej publikacji został sprecyzowany: „Chcę, byś mogła po raz pierwszy od lat cieszyć się swoją twarzą bez makijażu” pisze autorka. Pozostaje mi tylko temu przyklasnąć.

 

 

Autor

Nina Wum
Nina Wum
Recenzuje książki dla wydawnictw, czasem tłumaczy. Kocha kulturę masową miłością namiętną i nierozsądną. Czyta, bloguje, słucha starego dobrego rocka, łupie w krwawe gry. Niekoniecznie w tej kolejności.
Artykuły autora