ŻYCIE TOWARZYSKIE Z XIX WIEKU. WSPANIAŁE CZASY BELLE EPOQUE

24.04.2017
Belle Epoque

„Humor salonowy:

Dandys do damy: – Nie wiem, czy woli pani blondynów czy czarnowłosych, zatem przyszedłem na razie z łysiną.”

Na ekranach serial „Belle Epoque„, a zatem wydawnictwo Bellona, specjalizujące się w tego typu pozycjach, postanowiło odświeżyć jedną z pozycji ze swego katalogu. Chwała mu za to. „Życie towarzyskie…” jest lekturą znakomitą; spęczniałą po brzegi interesującymi faktami, wciągającą i szalenie zabawną.

Miałam mgliste pojęcie o obyczajach naszych niedalekich przodków; jak każdy laik ukształtowałam je sobie na podstawie książek i filmów z epoki. Te znacznie więcej miejsca poświęcają  życiu wewnętrznemu bohaterów, niż zasadom kłaniania się znajomym na ulicy lub tzw. gier towarzyskich. (Coś wszak trzeba było robić ze sobą, nudząc się w tzw. gościach – mówimy o czasach, gdy ucieczka w świecący ekranik nie wchodziła w grę.) Agnieszka Lisak bierze w dłoń latarkę i rozjaśnia te mgły; a czyni to metodycznie i bardzo efektywnie. Książka podzielona jest na rozdziały, tytułom odpowiadające poszczególnym dziedzinom życia społecznego naszych przodków. Dowiadujemy się zatem kolejno, jak wyglądały w tamtych czasach imprezy towarzyskie, wydarzenia kulturalne (nasi przodkowie swobodnie mieszali te dwie kategorie), co wypadało im czynić w restauracji, co podczas cotygodniowych wizyt w lokalnych salonach, czyli tzw. jour fixów, a co w podróży. Pierwsza część „Życia towarzyskiego…” opisuje dość szczegółowo tło społeczno-ekonomiczne czasów, o których będzie mowa, przywołuje fenomen klasy próżniaczej – oraz bardzo przekonująco przybliża współczesnym fenomen panującej tamże dziewiętnastowiecznej nudy.

Jak ci ludzie się nudzili!… Zgłębiając tajniki organizacji balów, proszonych wieczorków, kuligów i tym podobnych spędów nie mogłam się nad lekturą opędzić od myśli, iż nuda ta była niczym jakiś mityczny potwór, bezustannie gryzący ich pięty. Aby przed nią umknąć, nie żałowali pieniędzy ani wysiłków.

Wyobraźmy sobie świat bez internetu, telewizji, nawet radia jeszcze nie wynaleziono. Jedynym źródłem świeżej informacji są gazety, ale do tych przecież nie zawsze ma się dostęp. Jedyną nadzieją rozrywki – drugi człowiek. A najczęstszym tematem niekończących się, jałowych rozmów jest plotka. Plotkować było o czym. Sztywne jak ówczesny gorset reguły uniemożliwiały młodym ludziom samodzielne zawieranie znajomości z kimkolwiek spoza swego kręgu; w tzw. świat wkraczać mogli oni tylko na pasku rodziców. Zresztą wszyscy; małoletni i starsi zginali kark pod batem, którym był „konwenans „.

„W całym tym życiu towarzyskim naszych przodków” – zauważa autorka „nie chodziło o rozrywkę, ale o podtrzymanie nieskazitelnej reputacji.” Najmniejsze uchybienie zawiłym regułom groziło tak zwanym skandalem. Jak ówcześni rozumieli skandal? Pewna dama potknęła się na oblodzonym chodniku. Przechodzący obok hrabia pomógł jej wstać. Wieść o tym sensacyjnym wydarzeniu rychło obiegła miasto; oto widziano hrabiego N. na ulicy z Nieznajomą Kobietą! Szokujące. W oczach ogółu uprzejmy arystokrata stał się nagle awanturnikiem, zaś nieszczęsna dama – niemalże kokotą (czyli prostytutką.)

Nic dziwnego, że młodzi zbuntowani artyści tamtych czasów jak Wyspiański czy Tetmajer – pokazali plecy stęchłej atmosferze saloników i zaczęli gromadzić się w knajpach.

Życie towarzyskie w XIXw. to los, którego nie życzyłabym nikomu. Ale czyta się o tych udrękach filistrów niezwykle zabawnie. Autorka ma wyraźny dystans do materiału, z którym pracuje. Pisze potoczyście i zajmująco, bezpośrednim językiem, nie noszącym śladów akademickiego zadęcia.

Ukazywane nam przez nią zderzenie mieszczańskiej pompy z twardymi realiami życia codziennego daje efekt niemalże slapstickowy. Nad pewnymi ustępami nie sposób nie zaśmiać się w głos.

Bardzo popularne były w tamtych czasach broszurki, traktujące o savoir-vivrze. W jednym z tych wydawnictw przykładowa dama udziela swej znajomej porady, by „nie wypełniała worka na papiery w wygódce wiszącego” listami od przyjaciół – bo to i niezręcznie i bardzo niegrzecznie. A oto zamieszczony w wydawnictwie pt. „Przewodnik zakochanych” fragment listu oświadczynowego dla…właściciela karuzeli:

„Szanowna Pani! Pokochałem Panią szczerze i bezinteresownie(…)Pozatem karuzel mój wymaga także dozoru i pomocy – nie mogę jednocześnie kręcić korbą i siedzieć w kasie, a na obcych ludzi trudno się spuścić.”

Tego rodzaju smaczki czynią lekturę „Życia towarzyskiego w XIX wieku…” przednią rozrywką. Ciekawe, czy bohaterowie książki byliby bardzo zaskoczeni, widząc, jak się z nich śmiejemy.

Autor

Nina Wum
Nina Wum
Recenzuje książki dla wydawnictw, czasem tłumaczy. Kocha kulturę masową miłością namiętną i nierozsądną. Czyta, bloguje, słucha starego dobrego rocka, łupie w krwawe gry. Niekoniecznie w tej kolejności.
Artykuły autora