NIE TYLKO O SEKSIE

07.02.2017
Wisłocka

Mogła zostać jedną z tych wielu niespełnionych autorek, której rękopisy utknęły na biurkach sekretarzy redakcji. Stała się jednak legendarną Wisłocką, którą w PRL-u miliony czytały często w ukryciu, pod kołdrą.

Epoka nieerotyczna

Czasy PRL-u nie sprzyjały erotycznemu rozluźnieniu. Dominowała pruderia i kultura, by tak rzec, wiktoriańska.

W tym względzie socjalistyczne państwo mogło sobie podać rękę wraz z kościołem katolickim, nawet jeśli oficjalnie obie te instytucje były w konflikcie.

Rewolucja seksualna nie dotarła też siłą rzeczy z Zachodu, o którym PRL miał zdanie jednoznaczne: zgnilizna, zepsucie i kapitalistyczna stęchlizna.

A jednak ludzie o seksie myśleli, praktykowali go, chcieli się czegoś dowiedzieć, czegoś nowego spróbować.

Zajmowano się więc seksem w gabinetach seksuologicznych. I… na własną rękę.

Lekarze prowadzili nieoficjalne badania dotyczące seksualnych obyczajów Polaków i Polek. Było trudno – zwłaszcza, gdy chodziło o rewolucyjne poglądy i eksperymenty, ale też nie brakło ludzi odważnych i, co tu dużo mówić, upartych.

Jedną z takich osób była właśnie Michalina Wisłocka.

„Pani od pochwy i penisa”

Urodziła się przed wojną, w roku 1921, w rodzinie inteligenckiej. Jej ojciec był nauczycielem, matka zajmowała się głównie domem.

Z mężem Michalina związała się szybko. Być może nawet za szybko, bo stosunkowo szybko on też ją zostawił. Najpierw jednak zamieszkali w Warszawie, gdzie pracowali w Szpitalu Wolskim.

Już po wojnie Wisłocka uzyskała dyplom lekarza, a pod koniec lat 60. – stopień naukowy doktora nauk medycznych. Uczestniczyła w pracach Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa, gdzie zajmowała się leczeniem niepłodności i antykoncepcją.

Największą popularność i rozgłos przyniosła jej publikacja poradnika popularnego „Sztuka kochania”. Wisłocka wykładała tam – krok po kroku – techniki i praktyki dotyczące życia seksualnego. Dla wielu książka stała się przełomem w myśleniu o seksualności.

Wielu do dzisiaj twierdzi, że „Sztuka kochania” zmieniła ich nastawienie do spraw intymnych.

„Im się chce tylko gzić!”

O tym pisze między innymi Konrad Szołajski, reżyser i scenarzysta filmowy, który przyjaźnił się z Wisłocką, więc miał dostęp do historii wokół wydania poradnika – niejako od kuchni.

Jeśli by więc wierzyć opowieści przedstawionej w książce „Wisłocka, czyli jak ze Sztuką kochania było” w wydaniu książki miał jej pomagać partner, dziennikarz o wyjątkowo niebezpiecznym czarze i darze przekonywania. W książce Szołajskiego nie brakuje scen, w których między kolejnymi zbliżeniami kochanków, ona czyta mu fragmenty niewydanego jeszcze wtedy dzieła…

Niewydanego – bo o publikację wtedy było trudno. Redaktor naczelny wydawnictwa w ludowej Polsce obawiał się zbulwersowanych publikacją przedstawicieli kościoła i dygnitarzy partyjnych:

„Mało jest prawdziwych problemów? Czy chcemy dzisiaj dawać ludziom taki porno pasztet? Nie! Młodzi i tak sami dostają małpiego rozumu. Żadnego wstydu nie znają. Nie chce im się uczciwie pracować, tylko gzić!” – miał krzyczeć.

Filmowa fabuła

Trzeba pamiętać, że – mimo solidnej dokumentacji – w książce Szołajskiego nie wszystko dzieje się naprawdę. Autor co prawda odnosi się do realnych postaci i okoliczności, ale konkretne wątki są pretekstem do fabularnych fantazji.

Szołajski przede wszystkim ubiera motyw powstawania „Sztuki kochania” w kostium kryminalno-szpiegowski. Są więc popularne teczki, donosiciele, ciemne sprawki. Są też realia siermiężnego PRL-u.

Miałem zresztą, przyznam szczerze, momentami mieszane uczucia. Postaci z książki są czasem pociągnięte być może zbyt grubą kreską – kontrastowane tak jakby książka miała być kanwą dla scenariusza filmowego, w którym ponad niuansami liczy się wyrazisty wizerunek.

Z drugiej strony czytelnik nie może narzekać – wiele tu obrazów, które pobudzają wyobraźnię i sprawiają, że tamte czasy jakby wyświetlają się przed naszymi oczyma.

Dokąd zaprowadził nas seks

Gdy piszę ten tekst, Michalina Wisłocka znów jest na językach. Wszystko za sprawą filmu Marii Sadowskiej, który właśnie wszedł na ekrany. Nie ma się więc co dziwić, że biografia seksuolożki znowu budzi zainteresowanie, a „Sztuka kochania” ponownie znalazła się na listach bestsellerów i poprawi rekord, którym jest – jeśli wierzyć obiegowym danym – 7 milionów sprzedanych egzemplarzy.

Jeśli ktoś interesuje się na poważnie biografią Wisłockiej, pewnie obejrzy i film, i przeczyta dostępną biografię (pióra Violetty Ozminkowski), i wreszcie dotrze do książki Szołajskiego.

Gdy mowa o tej ostatniej pozycji, trzeba przyznać, że jej autor wykonał ogromną pracę, przeglądając związane z Wisłocką materiały.

I choć książka wydaje się być pisana lekką ręką powieścią sensacyjną, to w gruncie rzeczy można z niej wyczytać kawał obyczajowej historii – zarówno jeśli chodzi o atmosferę polityczną, kwestie dotyczące pozycji kościoła w państwie, a także – jeśli nie przede wszystkim – podejście do spraw erotyki i seksu.

Pytaniem, które tli się ponad tą opowieścią jest natomiast: czy rzeczywiście coś naprawdę się w tych sprawach zmieniło?

Ale to już zupełnie inna opowieść.

Autor

Marcin Wilk
Marcin Wilk
Marcin Wilk – dziennikarz, publicysta, kurator. Freelancer. Współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Znak“ oraz „Charaktery” i Instytutem Goethego w Krakowie. Współtwórca i przez wiele lat kurator pasma Przemysły Książki na Festiwalu Conrada. Autor m.in. biografii „Tyle słońca. Anna Jantar“ (2015), „Kwiatkowska. Żarty się skończyły” (2019) oraz reportażu historycznego „Pokój z widokiem. Lato 1939” (2019). Aktywny w mediach społecznościowych jako Wyliczanka, a także jako twórca cyklu na YT #rozmoWyliczanki oraz podcastu „U Wilka mowa”.
Artykuły autora