Fenomenalna! To najpiękniejsza opowieść o stracie, samotności, tęsknocie, miłości, przyjaźni i bezinteresownej dobroci, jaką kiedykolwiek czytałam. Ove jest człowiekiem specyficznym i nie od razu wzbudza sympatię czytelnika. Ove ma zasady, przestrzega regulaminów i wymaga tego od innych. Codziennie robi obchód osiedla, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. W szczególności pilnuje, aby nikt nie poruszał się samochodami po osiedlu. W końcu jest tabliczka, która tego zabrania. Mężczyzna jest uparty, gburowaty, ciągle czepia się innych, ciągle coś mu nie pasuje. Zawsze też stawia na swoim. Nie jest również zbyt miły dla innych, ma ludzi za idiotów i nie ma problemu z pokazywaniem i mówieniem innym, co o nich myśli. Ove jest bardzo samotny. Po stracie żony nie ma już nikogo i nawet nie chce mieć. Ma już dość, uważa, że zrobił wszystko na tym świecie, czego od niego oczekiwano. Okazuje się, że jest inaczej. Nowi sąsiedzi ciągle czegoś od niego chcą, jak nie drabiny, to podwózki do szpitala. Później musi się zająć bezdomnym kotem, bo nikt z sąsiadów nie może tego zrobić. Jego dawnego, schorowanego przyjaciela, z którym od dłuższego czasu Ove nie rozmawia, bo pokłócili się o pewną bzdurkę wielkiej wagi, opieka społeczna chce zabrać z własnego domu i od żony, która podobno nie może się już nim dłużej opiekować. I w tej sprawie Ove musi pomóc. Szybko wychodzi na to, że Ove jest ludziom potrzebny, a nawet jest niezbędny, bo bez niego nie potrafią normalnie funkcjonować. Pod płaszczykiem oschłości, nieuprzejmości i najbardziej gburowatego człowieka na świecie, Ove skrywa wrażliwe, chociaż niedomagające serce, otwartość na innych, wrażliwość na ich krzywdę, na nietolerancję i ogromną chęć niesienia bezinteresownej pomocy. Ove jest też do bólu uczciwy, lojalny i wymagający, ale najpierw w stosunku do siebie, później do innych. Genialny bohater, którego pokochałam może od pierwszych stron, ale niedługo potem i na zawsze.
W powieści poznajemy nie tylko teraźniejsze losy Ovego, ale też jego, często naznaczoną bólem, przeszłość. Dowiadujemy się, jaki był w młodości, jak żył, jakie miał plany i marzenia i w końcu, jak poznał swoją ukochaną żonę Sonię i dlaczego ta ich miłość, chociaż najzupełniej zwyczajna, była tak wyjątkowa. Książka dostarczyła mi ogromnych emocji, na które absolutnie nie byłam gotowa. Mieszają się w niej radość i łzy, przeplata czarny humor z mnóstwem przemyśleń i ogromem wzruszeń. Częste są momenty zdziwienia zachowaniem Ovego i te, w których zdajemy sobie sprawę, że zajrzeliśmy pod powierzchnię i widzimy tego człowieka naprawdę. Jego wielkie serce, jego oddanie, dobroć, jego miękki puszek przykryty gburowatością i niedostępnością. Fajnie zostało pokazane w powieści, jak młoda sąsiadka mężczyzny powoli, systematycznie kruszy mur, który ten zgorzkniały człowiek wokół siebie zbudował. Jak powoli dociera do niego i wydobywa na wierzch to, co w nim najlepsze. Cudowna jest to powieść, którą powinien przeczytać każdy bez wyjątku. Cieszy fakt, że zyskuje coraz większą popularność i mam nadzieję, że jeszcze większa liczba czytelników pozna historię tego wyjątkowego, szczerego do bólu zrzędy o gołębim sercu.
„Mężczyzna imieniem Ove” to książka o wyjątkowym człowieku, o jego niebanalnym, trudnym, ale i pięknym życiu. Ale też o starości, przemijaniu, przejmującej samotności, potrzebie bliskości i miłości. Mądra i refleksyjna. Jedyna w swoim rodzaju. Przeczytajcie koniecznie. Z całego serca polecam!