Życie jako Dygot


Mam okazję i przyjemność obserwować twórczą podróż Jakuba Małeckiego od samego początku – od pierwszych opowiadań publikowanych w magazynach o fantastyce, przez wydane wkrótce potem powieści, utrzymane w konwencji miejskiego horroru, aż do „Dygotu”. Droga, jaką przeszedł młody autor z Koła jest imponująca. „Dygot”, proszę Państwa, to rzecz znakomita.
Znamienne, że Małecki jest kolejnym już autorem, który zaczynał od fantastyki, aby szybko znaleźć swój własny język i własne miejsce na mapie współczesnej polskiej prozy – tak, jak przed nim Orbitowski, Twardoch i Szostak. Być może jest to zjawisko literackie warte głębszej analizy? W każdym razie, lekkość pióra łączy się na kartach „Dygotu” ze storytellingowym warsztatem. To po prostu pięknie przedstawiona, poruszająca historia. Wbrew tytułowi widać, że Małecki pisze bardzo pewną ręką.
Można mówić o „Dygocie” jako o sadze rodzinnej. To rozpisana na siedem dekad historia dwóch rodzin, Łabendowiczów i Geldów. Rodzin na pozór zwykłych, a jednak naznaczonych klątwami: Jana Łabendowicza wyklina stara Niemka, której odmawia pomocy w ucieczce przed Sowietami, zaś na Bronka Gelda zły urok rzuca Cyganka. Klątwy dotykają ich dzieci. Syn Łabendowicza, Wiktor, rodzi się jako albinos. Córka Gelda, Emilia, zostaje ciężko poparzona w wybuchu granatu. Dwoje odmieńców zmaga się odtąd z tragicznym przeznaczeniem, doświadcza odtrącenia i cierpienia. Jak można się spodziewać, losy obu rodzin przetną się, gdy Emilię i Wiktora połączy wielkie uczucie. Od początku jest jednak jasne, że o happy endzie nie może być mowy. Rodzinna historia wybiega dalej, aż do początku XXI wieku.
„Dygot” postrzegany może być także jako sugestywny portret polskiej prowincji. Małecki z wyczuciem oddaje nie tylko sposób, w jaki mówili mieszkańcy dawnej polskiej wsi, ale także – w jaki sposób myśleli. Prosta wiara miesza się z zabobonem. Własnoręcznie zbudowane radio wywołuje II wojnę światową, a podszepty złych mocy brane są jak najbardziej na poważnie. Jest w tym dużo groteski, ale też tragizmu. Bohaterowie żyją w swoich własnych, zamkniętych światach, a wielka historia zdaje się rozgrywać gdzieś obok.
Przede wszystkim jednak, „Dygot” to niezwykła opowieść o ludzkim życiu. O wielkiej mocy miłości, która i tak blednie wobec nieodgadnionych wyroków losu. Niczym u Kierkegaarda, człowiekowi pozostaje bojaźń i drżenie. Idziemy przez świat, dygocząc.
Jakub Małecki, „Dygot”
Wydawnictwo Sine Qua None, 2015r.